Godzinami przesiadywał na Jej wiecznym miejscu spoczynku..
Tego dnia było jakoś inaczej.. Wręcz magicznie..
Chciał już wracać kiedy nagle poczuł ciepło na plecach..
To była Ona i Jej krótkie
"kocham Cię Najdroższy."
Witajcie.. Postanowiłem wrócić do ostatniej notki. Nie lubię.. coś zaczynać, nie kończąc tego. Postanowiłem opisać Wam tamten dzień. Zrobię to jednak zwięźle. A na sam koniec.. organizacyjnie.. napiszę kilka słów.. a także o moim pobycie w Polsce i powrocie do USA.
Tamten dzień, okazał się dniem tragicznym, zarówno dla nas, jak i naszych rodzin i przyjaciół. Jechaliśmy na bardzo wielką imprezę. Miało być fajne. Na miejscu byli już wszyscy nasi znajomi. Ja zabrałem się z Laną, Paulem, Marcinem i takim Tomem. Podróż była dosyć przyjemna.. Śmialiśmy się, śpiewaliśmy, i tańczyliśmy w samochodzie, machając rękoma do rytmu muzyki. No, ale do czasu. Tamten dzień był bardzo pogodny i ciepły, zresztą to było lato. Inaczej być nie mogło. Naprawdę.. nic nie zapowiadało, że stanie się taka tragedia. Nagle Marcin postanowił wyprzedzić samochód. Nie był on dobrym kierowcą, niedawno co odebrał prawko. Zrobił je kursem przyśpieszonym. Jeździł sporo, ale nie miał takiej wprawy. Poza tym był mało ostrożny. Za pierwszym razem, ledwo co wyprzedził samochód. Ja wtedy doszedłem do wniosku, że on nawet nie zna przepisów drogowych. Ale to była taka myśl przelotna, pojawiła się i zaraz zniknęła..
Za drugim razem również postanowił wyprzedzić samochód. My nie zwracaliśmy uwagi na to jak jedzie, bo byliśmy zajęci rozmowami przez telefon, i innymi rzeczami. To co się stało to nasza wspólna wina. Za bardzo rozpraszaliśmy kierowcę. Mogliśmy być cicho. Tym razem.. postanowił wyprzedzać busa. No i też ledwo mu się udało. Paul w końcu powiedział mu, żeby jechał wolniej, bo kiedyś nie wyrobi na zakręcie. No i tak też się stało. Jechaliśmy z wielką prędkością. Nasza tragedia była nieunikniona. Na nią przyczyniło się wiele zdarzeń. Zbliżał się zakręt, a my jechaliśmy za samochodem ciężarowym. Gdy do niego dojeżdżaliśmy to Marcin nawet nie zwolnił, tylko od razu zaczął wyprzedzać ten samochód. I stało się. nie zauważył zakrętu.. dość ostrego skrzyżowania. Ulica była na wzniesieniu.. i z boku były barierki ochronne. Nawet nie zdążył zareagować, aby kierownicę obrócić. Z taką samą prędkością wyrzuciło nas z jezdni. Wyrwaliśmy barierki ochronne.. i wjechaliśmy w drzewo. Akurat musiało tam stać te jedyne drzewo. Gdyby nie ono, być może nikt by nie zginął. Walnęliśmy z ogromną siłą. Siedziałem z przodu. Słyszałem tylko ogromny huk. Potem smród. Siedząc w samochodzie.. przebudziłem się. Zacząłem kaszleć.. krztusić się krwią. Uderzyłem się o coś głową, w dodatku, coś z tyłu uderzyło mi w siedzenie z wielką siłą.. i czułem taki ból, że nie mogłem się ruszyć. Podniosłem głowę do góry.. i to co zobaczyłem.. zniszczyło mnie. Zacząłem krzyczeć.. płakać.. wariować. Byłem zalany cały krwią.
Cała szyba została wybita. Szkło leżało wszędzie. Przetarłem twarz.. od krwi.. i wtedy ujrzałem..Lanę. Leżała na masce samochodu, która była całkowicie zniszczona, wgnieciona. Z niej wychodził jakiś dym. Twarz jej była zahaczona o drzewo.. i całkowicie wykręcona. A jej ciało.. leżało na samochodzie. Przecież ona siedziała z tyłu. Zacząłem krzyczeć.. wołać ją. Prosić Boga o cud.
Obok mnie siedział Marcin. On miał zapięte pasy, ale też zginął na miejscu. Drzewo walnęło z jego strony. Centralnie tuz przed nim. Miał poharatane całe ciało. Z przodu widziałem różne części ubrań, czy nawet ciała. To były drastyczne widoki. Ja się nie odwracałem. Byłem zaklinowany. Miałem pasy zapięte, ale miałem do dyspozycji tylko ręce, które także były pokaleczone. To wszystko co widziałem, trwało zupełnie kilka sekund. Nawet nie minutę. Nie wiedziałem co się dzieję z Tomem i Paulem, siedzieli z tyłu.
Obudziłem się w szpitalu. Byłem po operacji. Gdy się ocknąłem, byłem przekonany, że to był sen. Jednak znowu zasnąłem. Byłem w śpiączce. Leżałem kilka dni. Ciągle ktoś przy mnie był. Do tej pory.. gdy o tym myślę.. to płaczę. Zapytałem się mamy.. żeby mi powiedziała prawdę, kto przeżył. Ona zaczęła płakać i mnie utuliła. Każdy płakał z rodziny. Lekarze uważali, że umrę, ale liczyli na cud. Moje wnętrzności zostały w środku zbyt bardzo poobijane. Jednak wszystko się zagoiło. Do tej pory mam problemy z kręgosłupem. Nie mogę nosić ciężkich rzeczy, oraz się schylać za długo. Bo potem ciężko mi się wyprostować i muszę rozchodzić cały ból. W dodatku bardzo często mam bóle głowy. Do nich się przyzwyczaiłem. Występują prawie codziennie. No.. ale straciłem to co było dla mnie najcenniejsze. Przyjaciół :(
Ciężko było rodzinie powiedzieć mi prawdę. Ale starsza siostra to z siebie wydusiła. Powiedziała mi, że jak wyjdę ze szpitala to mi wszystko opowie. Tak też się stało. Po kilku dniach leżenia.. wypisali mnie. Wtedy całe wakacje przeleżałem w domu na fotelu, czy łóżku. Gdy wróciłem do domu, to do mnie do pokoju przyszła starsza siostra. Powiedziała mi, że Lana umarła, wraz z Marcinem i Tomem. Ja domyślałem się w szpitalu. Płakałem całe noce. Wiedziałem, że skoro nikt o nich nie mówi, to że umarli, zresztą to co widziałem.. jasno dało mi do zrozumienia. W szpitalu dostawałem leki uspokajające, dlatego byłem obojętny taki, ospały. W domu z dnia na dzień.. cały ból wracał. Płakałem cały czas. Zamknąłem się w pokoju. Prawie każdej nocy.. zaglądałem przez teleskop i patrzyłem się w niebo. Prosiłem Boga.. aby dał mi siłę. Siostra powiedziała mi, że przeżyłem tylko ja i Paul, ale że on jest w śpiączce. Leżał tak kilka tygodni. Chciałem go odwiedzić w szpitalu.. cały czas prosiłem rodziców. Ze względu na mój stan.. oczywiście psychiczny.. zgodzili się. Zawieźli mnie tam tylko raz. Siedziałem chwile przy nim. Rozpłakałem się. Do rodziców moich przyszedł lekarz.. i jakieś leki mi przepisał, kazał im także zapisać mnie do psychologa.
Najcięższe były pierwsze dni, tygodnie, miesiące. Musiałem nauczyć się żyć od nowa, bez moich przyjaciół. Siostra mi powiedziała, że zaraz po wypadku.. rodzice Paula i Lany.. skremowali ciało Lany. Wiem też, że i Marcina także zaraz też skremowali. Toma pochowali po kilku dniach. Walczył cały czas o życie w szpitalu. Lecz nie udało mu się. Został pochowany. Rodzina Marcina wyprowadziła się. Już nie mieszkają tam gdzie mieszkali. Chyba chcieli zacząć wszystko od nowa. Później mama powiedziała mi, że całą rodziną.. byli pożegnać Lanę i Marcina i Toma. Powiedzieli mi, że było mnóstwo ludzi, wiele osób ze szkoły.. przyszło. Siostra starsza powiedziała, że bawiąc się nieźle podczas imprezy.. nagle dostała telefon z domu. Do nas do domu przyszła mama Paula i Lany i powiedziała, że mieliśmy wypadek. Siostra zaczęła płakać.. wypytywać się o mnie. Zaraz wróciła do domu. W drodze powrotnej dowiedziała się, że zginęły 2 osoby na miejscu. Powiedziała mi, że wiadomość szybko się rozeszła i że wiele ludzi.. wtedy zaczęło płakać i modlić się o nas. Na imprezie z znajomych i ze szkoły prawie nikt nie został. W nocy.. udali się na czuwanie.
Tyle.. mógłbym pisać i pisać. Szczerze.. to bardzo często wracam do tamtych wydarzeń. Nauczono mnie z tym żyć. Miałem zajęcia u terapeuty. Chodziłem bardzo często. Nie zapomnę momentu, gdy po raz pierwszy po wypadku zobaczyłem załamanego Paula. Było to w momencie, gdy wypisywali go ze szpitala. Siedział na wózku, ja na niego spojrzałem i zaczęliśmy płakać. Uściskaliśmy się i płakaliśmy. Nikomu tego nie życzę. To najgorszy ból.
Tyle na dzisiaj. Ja muszę iść. Zostajemy jednak w Polsce do 25 sierpnia. Wakacje są dosyć fajne, inaczej wyobrażałem sobie je trochę, ale jestem zadowolony. Spotykam się z starymi znajomymi, no fakt, nie ze wszystkimi, ale spotykam :) i nie jest to ta 4 z biedronki hehe.. Z nimi w ogóle nie gadam. Jakiś czas temu.. zapukała do drzwi moja szkolna przyjaciółka z kolegą. Była w szoku gdy dowiedziała się, że jestem tutaj. Zrobili mi miłą niespodziankę.